2013-08-19

Dziadkowie i ciotki tu i tam

Minął już trzeci tydzień odkąd Ania jest z nami, a wydaje się jakby była tu od zawsze.

Wszystko w naszej rodzince układa się jak najlepiej. Poza jednym - stosunkiem ciotek i tutejszych dziadków do Ani. Nadal nie chcą jej widzieć, nadal są przeciwni powiększeniu naszej rodziny, nadal z nimi nie rozmawiam... Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Nigdy nie przypuszczałam, że tak wielcy i wspaniali, chodzący co niedzielę do kościoła, zasiadający w starszyźnie kościelnej, uczący dzieci w szkółce niedzielnej, ludzie w taki sposób będą odnosić się do adopcji. Zrozumieć tego nie mogę.
Ciągle wynajdują jakieś inne powody dla których według nich Ania jest ... chora (psychicznie/genetycznie/...) i nienormalna. Widzieli Anię raz - drugiego dnia w czasie jej pierwszych odwiedzin u nas i wtedy wyrobili sobie o niej zdanie (!). Otóż ... Ania nie płakała, gdy zobaczyła tyle nowych twarzy ... a więc zachowała się nienormalnie. Według mojej wszechwiedzącej niezamężnej i bezdzietnej szwagierki, dziecko, które nie płacze jest chore i nienormalne. Cóż mam więcej dodać? Słów mi brak.

A na drugim końcu świata są inni dziadkowie, którzy doczekać się nie mogą spotkania z Anią. Co 2-3 dni zasiadam z Anią przed komputerem i włączam Skype. Moi Rodzice starają się rozmawiać z nią i ona też stara się nawiązać z nimi kontakt. Oczywiście ja muszę odgrywać rolę tłumacza. Wielka szkoda, że jeszcze musimy czekać conajmniej pół roku (a pewnie i dłużej) by móc zabrać Anię w odwiedziny u dziadków w Polsce.

Kolejne polskie słówka Ani to - Babcia i Dziadzia :-)

4 komentarze:

  1. Jestem przekonana, ze do przyjazdu do Polski Ania pozna więcej słów polskich i będziemy mogli się porozumieć bez tłumacza. Na wszystko przyjdzie czas, bo dzieci b. szybko się uczą. Przy okazji dziękuję Ani za rysunek na imieninowej kartce.
    Babcia

    OdpowiedzUsuń
  2. Doroto, znów "wpadłam jak po ogień". Moje uznanie i radość pewnie nie wystarczą, żeby machnąć chwilowo ręką na dziwaczne podejście do adopcji przez rodzinę Tima, ale pozwól, że przekażę Wam gratulacje z powodu dołączenia Ani do rodziny.

    Domyślam się, jak ważne jest zaakceptowanie Ani przez rodzinę męża, ale widać, że póki co trzeba po prostu robić swoje. Głęboko zakorzenionych uprzedzeń nie podważy się w krótkim czasie. A z tego, co pisałaś, podejście do adopcji w tej kulturze jest inne niż Twoje (i męża - wyjątku?). Przyczyny do nielubienia małej, np. nie płacze = chora psychicznie, wyglądaja trochę na jeden z symptomów niezrozumienia tematu przez środowisko i pewnie będzie ich więcej.

    Wystarczy, że z czasem przekona się do Waszego wyboru jedna osoba z rodziny męża. Może kiedyś i następna.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Sylabo. Ja również mam nadzieję, że wkrótce uda nam się przekonać chociaż teściową by spotkała się z Anią i by ją lepiej poznała. Nikt nie jest w stanie pozostać obojętnym na radość i urok Ani :-)
      Potrzeba nam znowu czasu by wszystko się ułożyło.

      Usuń
  3. Mysle, ze tylko czas moze pomoc. Dziwie sie rodzinie meza, Ani nie mozna nie kochac! To cudowna dziewczynka!

    OdpowiedzUsuń