Już myślałam, że wszystko będzie dobrze, że Ania nie będzie już płakać wieczorem gdy Jaś kładzie się spać. Przez tydzień bylo wszystko w porządku, ani jedenj wieczornej łzy, ani jednego mruknięcia.
A tu nagle ... dzisiaj ... znowu ... ryk!
Jasiek był przecież tak cichutko, nie gadał, nie wiercił się, a Ania i tak się obudziła z płaczem.
Dlaczego?
Wracamy do punktu wyjścia?
Siedzę teraz u dzieci w pokoju na podłodze i czekam aż zasną mocno, by już żadne się nie obudziło aż do jutra rano.
Dobranoc.