2013-08-05

Dzień "przejęcia" Ani

Jutro mija tydzień odkąd Ania jest z nami. Powoli wszystko zaczyna się układać i szczerze powiedziwszy jak na razie nie było większych problemów z jej zadomowieniem się u nas.

Jak wyglądało pożegnianie Ani z zastępczą rodziną i przejęcie jej przez nas?
Przyjechaliśmy do Tainanu trochę wcześniej niż Ania z eskortą, gdyż musieliśmy najpierw podpisać kilka papierków, podstemplować tu i ówdzie i porozmawiać z panią prowadzącą naszą sprawę.
Ania zjawiła się ku naszemu (i nie tylko) zdumieniu z całą obstawą - poza zastępczą mamą, jej córką i opiekunką społeczną zajmującą się sprawą Ani, przyjechało również trzech sąsiadów, z którymi miała ona bliższy kontakt. Podobno Good Shephard (nasza agencja) nie został o tym powiadomiony, chociaż powinien. Przeważnie nie robi się tyle szumu przy przekazywaniu dziecka, gdyż im więcej osób tym rozstanie bywa trudniejsze. I rzeczywiście, wszyscy mieli łzy w oczach i w kółko powtarzali "nie zapomnij o mnie", "pamiętaj nas odwiedzać", "zadzwoń do nas" ... Biedna Ania musiała być strasznie zdezorientowana.

Mnie z kolei zdenerwowało nagabywanie sąsiadek i ich prośby byśmy choć raz w roku przywozili Anię do nich, byśmy się z nimi kontaktowali, przysyłali im zdjęcia itp. Powstrzymywałam się by im czegoś niegrzecznego nie odpowiedzieć. Ani zastępcza mama niczego takiego nie oczekuje, gdyż wie jak to wszystko działa, że teraz wszelki kontakt osobisty musi się urwać i że możemy (jeśli chcemy) tylko za pośrednictwem agencji kontaktować się z nimi. Sąsiadki jednak tego nie rozumieją.

Good Shephard przygotował dla Ani tort urodzinowy, gdyż trzy dni wcześniej obchodziła trzecie urodziny. Był też pokaz zdjęć (i filmików) przygotowany przez naszą opiekunkę społeczną i przez rodzinę zastępczą. Filmiki przygotowane przez rodzinę zastępczą były pełne wspomnień i łez, nie obejrzeliśmy ich do końca, bo były trochę nie na miejscu. Tim z kolei w kilku słowach opisał naszą współpracę z Good Shephard i wyraził nasze szczere podziękowanie rodzinie zastępczej za tak wspaniałą opiekę nad Anią. Ofiarowaliśmy im również mały prezent - kubek z wizerunkiem Ani przed budynkiem filharmonii w Taipei.

My z kolei dostaliśmy album z jej zdjęciami z okresu kiedy się nią opiekwowali. Nie wiem czy zrobili to specjalnie czy też byli niedoinformowani - nam mówiono, że nie powinniśmy przez dłuższy czas (kilka lat) pokazywać Ani niczego co wiązałoby się z jej poprzednimi rodzinami, gdyż w ten sposób szybciej o nich zapomni i szybciej przyzwyczai się do nas. I jest to święta racja.
Ania na urodziny, czy też na pożegnanie, dostała jeszcze inne prezenty - bransoletkę, spinki do włosów, książeczkę i pozytywkę. Przez pierwsze 3-4 dni koniecznie chciała nosić bransoletkę i spinki, w kółko oglądała zdjęcie w pozytywce - powodowało to, że łzy kręciły się w jej oczach. W końcu schowałam te drobiazgi i ... jak ręką odjął - nie ma łez i smutków. Wiem, że to trochę okrutne, ale nie chcę by jakieś rzeczy wprawiały ją w smutny nastrój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz