Prawie równo rok temu pisałam TUTAJ o problemach z legalizacją adopcji Ani w Polsce i jej polskim obywatelstwie. Nikt nic nie wiedział.
W czasie pobytu w Polsce byłam odsyłana od jednego urzędu do drugiego. W końcu w Urzędzie Wojewódzkim dowiedziałam się, że skoro nie mieszkamy w Polsce, to muszę wystąpić do Prezydenta Polski o przyznanie Ani obywatelstwa polskiego!
Totalna załamka. Jak się za to zabrać? Ile to będzie trwać? Ile czasu, nerwów i pieniędzy będzie to kosztować? Już prawie, prawie się poddałam i byłam bliska olania polskiego obywatelstwa i pozostania jedynie przy tajwańskim.
Ale ...
Znalazła się osoba, która postanowiła nam pomóc. Osoba w polskim przedstawicielstwie na Tajwanie (biurze pełniącym rolę ambasady/konsulatu), czyli Warszawskim Biurze Handlowym, zajęła się naszą sprawą. Wykonała mnóstwo telefonów, rozmawiała z wieloma osobami, przeczytała wiele stron prawa polskiego i ... dała nam nadzieję, że sprawę najprawdopodobniej da się załatwić nieruszając się z Tajwanu.
Okazało się, że w świetle polskiego prawa Ania ma obywatelstwo polskie! Niczego nie trzeba przyznawać ani uznawać! Wg polskiego prawa, jeśli przynajmniej jedno z rodziców (wszystko jedno czy biologicznych czy adopcyjnych) posiada obywatelstwo polskie, to dziecko automatycznie również ma polskie obywatelstwo!
Tak więc był to już krok do przodu.
Następnie należało wystąpić o wpisanie Ani do polskiego rejestru urodzeń, czyli o wydanie aktu urodzenia. Dzięki OLBRZYMIEJ pomocy naszego przedstawicielstwa na Tajwanie, udało nam się złożyć wszystkie potrzebne papiery i za pośrednictwem biura przesłać je do odpowiednich organów w Polsce.
Minęły dwa miesiące i dostaliśmy odpowiedź - polski Akt Urodzenia Ani! W tym akcie jedynie my jesteśmy wpisani jako rodzice, a Ania ma jedynie polskie imię i nazwisko.
Od razu wystąpiliśmy więc o polski paszport dla Ani.
Jeszcze raz dziękuję, z całego serca dziękuję za pomoc ... wszystkim z Warszawskiego Biura Handlowego w Taipei.
Pięcioletnia Anula :-) |
Gratuluję :). Czasami wystarczy odrobina dobrej chęci i woli ze strony urzednika.
OdpowiedzUsuńOj tak, tak. Ta osoba nie musiała się zająć naszą sprawą, mogła nas zbyć , a jednak tego nie zrobiła. Jestem jej za to dozgonnie wdzięczna. Gdybyśmy musieli sami załatwiać to w Polsce, to zajęłoby to jeszcze więcej czasu a i kosztowąłoby dużo więcej, bo nie obyłoby się bez prawnika.
UsuńWspaniałe wieści! Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńOglądam wasze zdjęcia i filmiki i czytam posty. Jesteście świetną rodziną! :)
OdpowiedzUsuńGratuluję, wszystko okazało się znacznie prostsze, choć musieliście trafić na odpowiednia osobę. Serdecznie witamy Anie w gronie małych Polek! :)
OdpowiedzUsuń