2013-06-11

Woda, piasek, lody i radość wielka

W końcu mam chwilę czasu, by napisać kolejne sprawozdanie ze spotkania z Anią.


W zeszły czwartek ponownie wyruszyliśmy rano całą rodzinką na południe Tajwanu - prosto jak strzelił autostradą nr.3. Po ponad pięciu godzinach jazdy dotarliśmy do tzw. "Towarzystwa opieki nad dziećmi" w najbiedniejszym rejonie Tajwanu. Budynek całkiem pokaźny, w miarę nowy, tuż obok budowny jest park i plac zabaw. W środku mnóstwo pokoi do zabaw - pełno książek, zabawek dla dzieci w różnym wieku. Wszystko ładne, czyste, uporządkowane - każda sala miała swojego sponsora (a to Lion's Club, a to jakiś kościół). Ciekawa jestem jak to jest w Polsce. Jak wyglądają takie 'domy'?

Musieliśmy trochę poczekać na Anię i jej zastępczą mamę (będę nazywać ją opiekunką, ok?). Gdy przyszły, przez 15-20 minut porozmawialiśmy bawiąc się jednocześnie w jednej z sal. Niestety Ania cały czas trzymała się opiekunki, w ogóle nie chciała z nami się bawić. Jednak trzy tygodnie przerwy to stanowczo za długo! I chociaż opiekunka pokazywała Ani w domu video z nami i nasze zdjęcia, to jednak to nie to samo co spotkanie twarzą w twarz i bycie razem. Takie maluchy szybko zapominają.

W miarę bezproblemowo udało nam się 'zapakować' Anię do naszego samochodu i pomachać 'bye-bye' opiekunce. Mieliśmy 2.5 godziny na spędzenie razem popołudnia. Na szczęście przestało padać, więc mogliśmy pojechać, tak jak planowaliśmy, na teren starej cukrowni. Tam oglądnęliśmy dawne wagony do przewozu trzciny cukrowej, zjedliśmy lody na patyku (bardzo tradycyjne) i pobawiliśmy się piłką. Na koniec wstąpiliśmy do małego centrum handlowego gdzie kupiłam Ani dwie bluzeczki.
Muszę napisać ciut więcej o tych zakupach ... Otóż nasza rodzina została rozpoznana przez panią sprzedawczynię... Pani wiedziała o nas całkiem sporo, ale na szczęście z programu telewizyjnego sprzed 2-3 lat, więc nie za bardzo się zdziwiła, że rodzina nam się powiększyła. Przekonana była, że Ania jest naszą naturalną córeczką (nie wyprowadzaliśmy jej oczywiście z błędu). Muszę jednak być lepiej przygotowana na takie spotkania z nieznajomymi ...

2.5 godziny szybko minęły i czas był wracać.
Okazało się, że opiekunka jeszcze nie wróciła. Ania najpierw bez problemu zajęła się oglądaniem książeczek, ale po kilku minutach nagle przypomniała sobie o opiekunkce i zaczęła głośno płakać. Jedyne co ją uspokoiło to siedzenie tuż obok drzwi wejściowych i zabawa balonikami.


Trochę mi przykro, że Ania cały czas tak lgnie do opiekunki, ale cóż się dziwić ... przecież ta kobieta wychowywała ją jak własną córkę przez ponad dwa lata. Mała jest bardzo do niej przywiązana i nie będzie jej łatwo o niej ... zapomnieć. Jestem jednak egoistką, gdyż chciałabym by Ania naprawdę o niej zapomniała ...


W piątek rano przekazanie nam Ani odbyło się szybciutko i zupełnie bezproblemowo. W planach mieliśmy wycieczkę do parku wodnego. Okazało się jednak, że dojazd w jedną stronę zająłby nam ponad godzinę, a na dodatek bilety wstępu kosztowałyby fortunę, więc zdecydowaliśmy się pojechać do mniejszego 'parku kultury Hakka'. Zanim jednak wyruszyliśmy ponownie wstąpiliśmy do centrum handlowego by kupić Ani kostium kąpielowy i czapeczkę od słońca (nie miała tych rzeczy), a także wałówkę na wycieczkę.

Po półgodzinnej jeździe dotarliśmy do parku, który okazał się wręcz idealny dla naszych potrzeb:

- fontanny do zabawy dla Jaśka


- duża zacieniona piaskownica z czystym piaskiem


- basenik dla Ani (i reszty również)



- lody i świeże soki dla wszystkich

- no i ... brak ludzi.

Dzieci wybawiły się za wszystkie czasy, my zresztą też. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się bawiliśmy całą rodzinką! Naprawdę wszyscy byli zadowoleni (nawet Tim, gdyż w parku był darmowy interent).
Niestety ok 15:00 musieliśmy już wracać. Ania natychmiast zasnęła w samochodzie, jak się obudziła byliśmy już na miejscu. Króciutko opowiedzieliśmy opiekunce jak minął dzień i pożegnaliśmy się ze wszystkimi.

Kiedy spotkamy się ponownie?
Nasza agencja ma w tej sprawie rozmawiać z agencją Ani. Mówią nam, że następnym razem będziemy mogli zabrać ją do siebie na noc. Problem jednak w tym, że do nas do domu jedzie się 5 godzin. A zabierać ją na noc do hotelu nie ma przecież większego sensu. Mam więc nadzieję, że uda się nam zabrać ją do siebie na kilka dni, a nie tylko na jedną noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz