2013-06-19

Pierwsza wizyta Ani u nas w domu

I już po wizycie Ani u nas w domu.
Czas minął baaardzo szybko, stanowczo za szybko.

W piątek pojechałam z dziećmi odebrać Anię z Tainanu. "Przekazanie" jej odbyło się bez problemów, nie było płaczu, nie było krzyku, że nie chce, nie było smutku. Podróż powrotna do Taipei trwała prawie 5 godzin, gdyż zatrzymaliśmy się kilka razy by rozprostować nogi. Była to jak do tej pory najdłuższa podróż Ani. W samochodzie zachowywała się idealnie. Oglądnęła nowy dla niej program dla dzieci "Bear in the Big Blue House" (po chińsku i po angielsku), posłuchała z nami muzyki i trochę pospała.
Gdy dotarliśmy do domu było już po 21:00, więc szybki przysznic i spać. Chociaż opiekunka Ani powiedziała mi, że przed snem Ania zawsze dostaje butelkę mleka (z proszku), to tym razem nie chciała go pić. Ania spała na miejscu Jasia, a on na górnym łóżku. W miarę szybko oboje zasnęli.
Podobno w nocy Ania się obudziła i poprosiła Jasia o włączenie jej CD. Nie płakała, nie marudziła.

W sobotę nie wszystko odbyło się tak jak planowałam. A właściwie musieliśmy całkowicie zmienić nasze plany. Po powrocie z Tainanu czekała na mnie wiadomość, że zmarła moja znajoma i że Msza żałobna ma się odbyć właśnie w sobotę rano. Tak więc z samego rana pojechałam z Timem na nabożeństwo, a dzieci zostały same w domu. Bawiły się chyba dobrze, bo jak wróciliśmy to cały pokój był pełen zabawek - Little People. Ania miała też okazję poobserwować Jaśka lekcję wschodniej sztuki walki.
Wieczorem bawiła się z Jasiem i Timem Duplo.
Gdy był czas iść spać koniecznie chciała by Jaś jej towarzyszył. Jednak dla Jaśka godzina 19:30, to stanowczo za wcześnie by iść do łóżka, wtedy dopiero zaczyna się najlepsza pora dnia - TV, czytanie itp. Tak więc Ania nie była zbyt zadowolona, co jakiś czas wychodziła z łóżka i mówiła Jasiowi, że też ma iść spać. W końcu jednak sama zasnęła.

Niedziela była pełna atrakcji i nowości dla Ani - najpierw kościół. Ania była pierwszy raz na Mszy i zachowywała się na medal! Cichutko obserwowała Jasia służącego do Mszy. Siadała i wstawała razem ze wszystkimi i po prostu była aniołkiem.
Po Mszy byliśmy umówieni na lunch z teściami i szwagierkami. Jedyne o co się spytali, to jak na nią "wołać". Wyrazili też swoją opinię o jej małym wzroście (tak jakby oni byli wybitnie wysocy...). Poza tym zupełnie nie zwracali na nią uwagi. Było mi przykro i żałowałam, że Tim chciał Anię im przedstawić. Ania cały czas grzeczniutko siedziała przy stole i bawiła się tym, co jej wpadło w ręce. Zosia karmiła ją, gdyż sama nie za bardzo chciała jeść.
Spotkanie z moimi Rodzicami na pewno wyglądałoby zupelnie inaczej. Poprzedniego dnia moja Mama zadzwoniła by się spytać jak nam idzie z Anią. Ania przez Skype pomachała do Babci i Dziadka i puściła im buziaka :-) Niestety rodzinka Tima ma zupełnie inne podejście do sprawy adopcji, ale może o tym trochę później, bo nie chcę sobie psuć humoru.

Po lunchu, w drodze powrotnej do domu, Ania zasnęła w samochodzie, ale tylko na króciutko. Po południu wybraliśmy się na basen  niedaleko domu. Tutaj nie wszystko poszło idealnie - Ania za żadne skarby świata nie chciała bym ja się nią zajęła. Wszystko musiał robić Tim lub Jaś, a później Zosia (która dołączyła do nas ciut później). Mowy nie było by Ania została ze mną w małym brodziku, gdy Tim pływał z Jasiem w dużym basenie. Tak więc też trzeba było iść z nią na głęboką wodę. Tam również chciała być tuż, tuż obok Jasia i Tima.


Sytuacja nie zmieniła się nawet podczas kolacji w restauracji. Było mi przykro, że tak nagle zaczęła mnie odpychać. Starałam sobie to jednak wytłumaczyć tym, że do tej pory kto inny był jej 'mamą', z kim innym była (i nadal jest) związana i że nie tak od razu mogę zająć miejsce jej mamy zastępczej.
Wieczorem znowu był problem z pójściem spać - Ania znowu chciała by Jaś jej towarzyszył. W końcu jednak, tak jak poprzedniej nocy, zasnęła sama przy muzyce ze swojego ulubionego CD.

Po tak wyczerpującej i pełnej atrakcji niedzieli nie chciałam by następny dzień był również przeładowany. Dlatego jedyną atrakcją ostatniego dnia pobytu Ani u nas było wyjście do zoo. Była to jej pierwsza wizyta w zoo. Już wcześniej powiedziała nam, że chciałaby zobaczyć pingwiny i misie. Tak więc pierwsze kroki skierowaliśmy do pingwinów. Zoo w Taipei jest oooooolbrzymie! Na szczęście pożyczyłam wózek dla Ani, bo inaczej nie byłoby mowy o jakimkolwiek zwiedzaniu. Tym bardziej, że było bardzo upalnie. Ania jechała więc komfortowo i co chwila wstawała z wózka by zobaczyć jakieś zwierzęta. Niestety, jak zawsze, większość zwierzaków pochowała się. Jednak dla Małej zobaczenie pingwinów, misiów, małp, pand, antylop, nosorożców i hipopotamów było czymś wyjątkowym.
Do domu wróciliśmy w sam raz na Jasia lekcję chińskiego. Ania bez protestów poszła do łóżeczka na popołudniową drzemkę.

Przed kolacją Jaś rozwiązywał zadania z matematyki i angielskiego, Ania koniecznie chciała go obserwować. Cierpliwie czekała aż skończy stojąc tuż przy jego krześle. Nic nie pomogły namowy by jednak usiadła obok niego i też coś porysowała lub poukładała. Nic z tego - wolała stać przez prawie godzinę :-)

Następnego dnia rano znowu trzeba było załadować całą Trójkę do samochodu i udać się na południe. Podróż minęła bezproblemowo - Ania drzemała, oglądała filmiki dla dzieci po polsku i słuchała muzyki.
Powrót do opiekunki odbył się wśród uścisków. Trochę trudno mi na to patrzeć, bo chciałabym by Ania jak najszybciej polubiła również mnie i by to do mnie się tuliła i mi dawała buziaki. Muszę uzbroić się w cierpliwość ...

Podsumowując - wizyta wypadła dość dobrze, nie było płaczu przed spaniem, nie było krzyków i niezadowolenia (poza cowieczornym upominaniem Jasia by też poszedł spać). Ania jadła, to co jej dawałam, nie wybrzydzała. Nie moczyła się. Nie mówiła, że chce wrócić "do domu". Była grzeczna, dość poważna, ale też były momenty gdy śmiała się. Pewnym jest, że pojawienie się jej zmieni dużo w naszej rodzinie, ale będą to przeważnie zmiany na lepsze. Ja będę miała więcej pracy, ale na szczęście Zosia i Jaś są już na tyle duzi, że mogą (i chcą) pomóc.




I znowu pytanie - kiedy następne spotkanie? I na jak długo tym razem?
Nie wiem ...
Na razie Zosia i Jaś w sobotę wyjeżdżają z teściami na kilka dni, więc musimy poczekać aż oni wrócą.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz