2013-04-25

Zaczynamy działać

Na festynie rozpoczynającym pierwszy Miesiąc Adopcyjny na Tajwanie spotkaliśmy znajomą rodzinę z kościoła, która również zdecydowała się na adopcję. Okazało się, że na naszą Mszę po angielsku chodzi kobieta, która pracuje w jednym z domów dziecka w Taipei i orientuje się w sprawach adopcyjnych. Od razu zasięgnęłam u niej języka i umówiłam nas na wizytę w domu dziecka, w którym pracowała.
Jest to bardzo duży dom dziecka, w którym przebywają dzieci od noworodków do 18 roku życia. Sytuacja prawna nie wszystkich dzieci jest jasna, tylko dla niewielkiej ich części moża szukać nowych rodzin. Większość dzieci znalazła się w tym domu dziecka z powodu nienajlepszej sytuacji finansowej rodziny.

Na początku listopada 2011 roku pojechaliśmy na wycieczkę wzdłuż wschodniego wybrzeża Tajwanu. Dojechaliśmy na samo południe, do Taidong. Tam, poza zwiedzianiem, spotkaliśmy się również z dwiema znajomymi rodzinami amerykańskimi świetnie orientującymi się w sparawach niechcianych dzieci na Tajwanie.
Pierwsza rodzina od wielu, wielu lat pracuje w domu dziecka dla młodzieży. Dzieci, które trafiają do nich są z bardzo biednych rodzin, głównie aborygeńskich. Serce się kraje słuchając historii niektórych z tych dzieci.
Spotkaliśmy się również  ze znajomą prowadzącą dom samotnej matki. Przyjmuje ona dziewczyny w ciąży, które często zostały wypędzone z domu. Po porodzie matki zostają w tym domu jeszcze kilka miesięcy ucząc się opieki nad maluszkami. Często udaje im się wrócić do swojej rodziny, jednak równie często dzieci są oddawane do adopcji.
Od tych dwóch rodzin dowiedzieliśmy się więcej o procesie adopcyjnym na Tajwanie i dostaliśmy kontakty do kilku ośrodków zajmujących się adopcją.

Po powrocie do Taipei na dobre rozpoczęliśmy poszukiwanie odpowiedniej agencji lub ośrodka adopcyjnego. Pierwsze miejsce, do którego się zgłosiliśmy to było oczywiście Child Welfare League Foundation. I tu na samym wstępie czekala nas niemiła niespodzianka - gdy dowiedzieli się, że ja nie jestem z Tajwanu, to w ogóle nie chcieli z nami rozmawiać. Tim długo musiał ich przekonywać, że mieszkamy na Tajwanie już wiele lat, że nie zamierzamy dziecka od razu wywozić za granicę, że ja znam chiński itp. W końcu umówiliśmy się na pierwsze (i ostatnie) spotkanie.
Wywiad z nami był bardzo długi (trwał chyba ponad dwie godziny), pytań mnóstwo. Atmosfera niezbyt miła, pani rozmawiająca z nami była bardzo oschła i wydawało się jakby już wcześniej wyrobiła sobie o nas zdanie (i to nie najlepsze).
Ale cóż? Jest to największa organizacja zajmująca sie sprawami adopcyjnymi na Tajwanie i trzeba było spróbować. Dowiedzieliśmy się, co będziemy musieli załatwić i ile wszystko będzie kosztować: - 4 klasy weekendowe (NT$ 6000, czyli ok 600zł)- conajmniej 5 wizytacji domowych (kolejne 600zł)
- kolejne wizytacje w czasie okresu próbnego, czyli gdy dziecko będzie już z nami mieszkać (800 zł)
- kolejne zajęcia/klasy (300 zł)
- badania lekarskie (kilkaset zł)
W sumie conajmniej 3500zł.  W porządku, rozumiem, zgadzam się. A właściwie ... rozumiałam aż do czerwca 2012 roku, kiedy to oznajmiono nam, że cały proces będzie kosztować conajmniej 10,000 zł! I dlaczego? Jest to jedyna organizacja dostająca dotacje od państwa, a są to spore sumy.

Po pierwszym wywiadzie zdecydowaliśmy się szukać dalej. Od wcześniej już wspomnianej rodziny, która adoptowała czworo dzieci, dowiedzieliśmy się o Good Shepherd Welfare Services St. Lucy Center w Tainan. I tam też skierowaliśmy nasze kroki...

2 komentarze:

  1. Skąd tak wysokie sumy? W Polsce płaciliśmy tylko po 20 zł za badania lekarskie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie mam pojęcia dlaczego tyle miałoby się płacić, ale i tak w porównaniu z adopcją w USA to nie jest dużo.

      Usuń