2013-04-24

Dawno, dawno temu ...

Pamiętam jak lat temu wiele, siedzieliśmy z moim wtedy chłopakiem, a teraz mężem, przy stoliku w ulicznej gar-kuchni w Taipei, na Tajwanie i rozmawialiśmy o naszych planach na przyszłość. Timcio właśnie skończył uniwerek i czekał go pobór do wojska. Mi z kolei kończyło się stypendium językowe i za miesiąc, dwa miałam wrócić do Polski. Wiedzieliśmy już wtedy, że chcemy być ze sobą na dobre i na złe, zdawaliśmy sobie jednak sprawę z tego, że nasz związek nie będzie łatwy - trzeba będzie jakoś połączyć dwie kultury z dwóch krańców świata. Każde z nas będzie musiało iść na pewne ustępstwa.
Tego upalnego wieczora rozmawialiśmy właśnie o tym i ku naszemu zdumieniu okazało się, że nasze myśli i plany podążają w tym samym kierunku.
Rozmawialiśmy m.in. o tym gdzie będziemy mieszkać po ślubie, o dalszej nauce, o przyszłych dzieciach - gdzie i jak będziemy chcieli je wychować itp. Padło wtedy również pytanie - a co jeśli nie będziemy mogli mieć dzieci? Oboje zgodziliśmy się, że wtedy najlepszym wyjściem będzie adopcja.

I w ten sposób, jeszcze przed ślubem, mieliśmy większość przyszłych spraw rodzinnych "obgadanych".

Od tamtej rozmowy minęło 18 lat ...

Mamy dwójkę wspaniałych dzieci, 15-toletnią Zosię i młodszego od niej o 5 lat, Jasia. Dzieciaki są naprawdę super - mądre, ciekawe świata, szanujące otaczający je świat i ludzi, wiedzą co im wolno, a czego nie. Często rozumiemy się bez słów. Oczywiście zdarzają się kłótnie pomiędzy siostrą i bratem, ale czy wszystkie rodzeństwa muszą być idealne?

Nie pamiętam dokladnie jak to się stało, że zaczęliśmy częściej rozmawiać o adopcji. Na pewno Jaś od czasu do czasu przebąkiwał coś, że chciałby mieć młodszą siostrę. Ja oczywiście zbywałam go mówiąc, że ma już jedną siostrę i że nie mam zamiaru znowu być w ciąży i ważyć ponad 100kg. Jednak to Jasia wspominanie o siostrze wzbudziło we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej o adopcji dzieci na Tajwanie.

W tym samym mniej więcej czasie dowiedziałam się, że mój kuzyn z żoną starają się zaadoptować dziecko w Polsce. Tak więc nie tylko ja miałam "dziwne" pomysły w naszej rodzinie... Ponadto moja znajoma Amerykanka mieszkająca na Tajwanie, mama czwórki dzieci uczonych w domu, również zaczęła proces adopcyjny dziecka z Kenii.

Czas mijał. Co kilka tygodni/miesięcy sprawdzałam różne informacje o adopcji w Internecie. Zaczęłam też rozmawiać o tym pomyśle z Timem. Tim oczywiście natychmiast wyczytał skąd i jak można adoptować dzieci na Tajwanie, jakie organizacje się tym zajmują, jakie należy spełnić warunki itp. Dowiedział się również, że wchodzi w życie nowe prawo adopcyjne na Tajwanie.

Któregoś dnia w październiku 2011 roku czekałam na Zosię i Jasia, którzy byli na zajęciach plastycznych. Pani z recepcji zagadała mnie, czy aby nie znam takiej dziwnej mieszanej rodziny amerykańsko-tajwańskiej, która zaadoptowała czwórkę dzieci na Tajwanie. Nie znałam, więc pani podała mi czasopismo 親子天下 Parenting, Education, Family, Lifestyle, w którym był artykuł o tej rodzinie, a także recenzja książki, którą napisała ich adopcyjna mama. Była tam również wiadomość, że listopad 2011 roku został ogłoszony pierwszym Miesiącem Adopcyjnym na Tajwanie. W pierwszy weekend listopada wybraliśmy się na malusieńki festyn organizowany przez Child Welfare League Foundation.

I tak się to wszystko zaczęło.

1 komentarz:

  1. o rany...aż mam ciary - tworzysz tak cudowny klimat na blogu...
    będę tu zaglądać - bardzo Wam dopinguję!

    OdpowiedzUsuń